Droga do rdzenia. Część 1: Dwa światy
Ale nie wiedzieć, co się wydarzyło, zanim się urodziłeś, to pozostać dzieckiem na zawsze.
Bo czymże jest życie człowieka, jeśli poprzez pamięć historii
nie jest splecione z życiem przodków naszych?
Marcus Tullius Cicero, „Orator ad M. Brutum”
Pisząc niniejszy esej, przyjąłem dwa istotne założenia. Po pierwsze – człowiek nieustannie dąży do asymetrii (budowania przewag). Po drugie – kapitał ma narodowość. Trzeba by obszernie uzasadniać, skąd te założenia się biorą, jakie dowody świadczą o ich słuszności oraz przy jakich zniuansowanych konfiguracjach przestają obowiązywać, więc dla uproszczenia dalszego wywodu zakładam ich aksjomatyczność.
W gruncie rzeczy jest to esej o asymetrii.
Zacznijmy od pewnej historii. Adam i Daniel są analitykami pracującymi w tym samym zespole na identycznych stanowiskach (ta sama grupa zaszeregowania i zakres obowiązków). Obaj na co dzień zajmują się pracą inżynierską – utrzymaniem bieżącym systemów informatycznych. Adam ma większe doświadczenie zawodowe od Daniela, jest lepiej wykształcony – ukończył wyższą uczelnię techniczną – oraz posiada dodatkowe certyfikaty po odbytych szkoleniach specjalistycznych. Poza swoim natywnym językiem zna dodatkowo angielski, niemiecki i rosyjski, przez pewien czas uczył się też mandaryńskiego. Daniel nie jest poliglotą i nie zna żadnego języka poza swoim ojczystym. Pomimo tylu różnic w profilach obu analityków to Daniel zarabia lepiej, ponad 70% więcej od Adama. Wydaje się to absurdalne. Kompetencyjnie widać wyraźną przewagę Adama w wykształceniu i doświadczeniu. Obaj pracują umysłowo, wykonują identyczne obowiązki, korzystają z tych samych narzędzi, podlegają tym samym procesom oceny i raportują do tego samego szefa. Zatem ich „wartość dodana” jest dla firmy identyczna, a mimo to ich praca nie jest identycznie wyceniana.
Sekret tej zagadki jest bardzo prosty: Daniel pracuje w Stanach na Wschodnim Wybrzeżu (w Wirginii), Adam – w Polsce. Obaj należą do międzynarodowego zespołu będącego częścią dużej amerykańskiej korporacji. Fakt powiązania zarobków z umiejscowieniem geograficznym nie jest przypadkowy. Częstym wyjaśnieniem jest wyższa produktywność (co w naszej historii nie zachodzi), system podatkowy (poziom opodatkowania obu bohaterów jest zbliżony, włącznie z ubezpieczeniem społecznym i zdrowotnym) czy koszty życia. Ten ostatni element nie może jednak tłumaczyć tak dużej dysproporcji w zarobkach.
W niniejszym eseju zastanowimy się, jakie jest źródło tej dysproporcji i, co ważniejsze, czy kiedykolwiek Polacy będą mieć szansę na jej eliminację.
Dualizm na Łabie
Historia Adama i Daniela nie jest pojedynczą anegdotą. Jest raczej emanacją szerszego zjawiska, które w Polsce określa się jako „dualizm na Łabie”. Warto więc zadać pytanie, dlaczego Europa Zachodnia „wynalazła” kapitalizm i zbudowała taką przewagę nad resztą świata?
Angus Maddison [1] wskazuje na „cztery główne zmiany intelektualne i instytucjonalne na Zachodzie przed rokiem 1820: […] uzmysłowienie sobie zdolności człowieka do transformowania sił natury poprzez racjonalne badania i eksperymenty, […] powstanie ważnych miejskich ośrodków handlu we Flandrii i północnych Włoszech w XI i XII w., którym towarzyszyły zmiany sprzyjające przedsiębiorczości i znoszące feudalne ograniczenia w kupnie i sprzedaży majątku, […] przyjęcie chrześcijaństwa jako religii państwowej w 380 r., co doprowadziło do zasadniczych zmian w naturze europejskiego małżeństwa, dziedziczenia i pokrewieństwa” oraz „[…] pojawienie się systemu państw narodowych w bliskim sąsiedztwie ze znaczącymi relacjami handlowymi i stosunkowo łatwą wymianą intelektualną pomimo różnic językowych, [co] stymulowało konkurencję i innowacje”. [2]
Odpowiedzi Maddisona są wysoce niesatysfakcjonujące. W końcówce Średniowiecza nauka i technika w Chinach czy Indiach stały na znacznie wyższym poziomie niż w Europie, a handel był zjawiskiem powszechnym. Poza tym, dlaczego akurat zmiany zaszły w Europie Zachodniej, skoro Europa Środkowa i Wschodnia również przyjęły chrześcijaństwo?
Niall Ferguson również zmierzył się z szukaniem odpowiedzi na pytanie o wyższość Zachodu nad „Resztą” [3]. Zidentyfikował sześć różnych czynników, które nazwał „zabójczymi aplikacjami”, nawiązując do slangu młodzieżowego związanego z programami na smartfony. Owych six killer apps „zainstalowanych” w państwach Zachodu zadecydowało o ich przewadze nad resztą świata. Są to:
„1. Rywalizacja – decentralizacja życia politycznego i gospodarczego, która stworzyła warunki do powstania zarówno państw narodowych, jak i kapitalizmu.
2. Nauka – sposób badania, rozumienia i ostatecznie zmieniania świata przyrody, który dał Zachodowi (między innymi) poważną przewagę militarną nad Resztą.
3. Prawo własności – prawo jako środek ochronny prywatnych właścicieli i pokojowego rozwiązywania sporów między nimi; stworzyło ono podstawę najbardziej stabilnej formy rządów przedstawicielskich.
4. Medycyna – gałąź nauki, która doprowadziła do znacznej poprawy zdrowia i miała pokaźny wpływ na wydłużanie się życia, najpierw w społeczeństwach zachodnich, a później także w ich koloniach.
5. Społeczeństwo konsumpcyjne – tryb życia materialnego, w którym produkcja i zakup odzieży i innych towarów konsumpcyjnych odgrywają najważniejszą rolę w gospodarce. […]
6. Etyka pracy – moralne ramy i sposób działania wywodzące się (obok innych źródeł) z Kościoła ewangelickiego, które zapewniają spójność dynamicznemu i potencjalnie niestabilnemu społeczeństwu, stworzonemu przez »aplikacje« od pierwszej do piątej”. [4]
Widać wyraźny rezonans między argumentami Maddisona i Fergusona. Ten ostatni wyszczególnia dodatkowo medycynę jako bodziec do wzrostu demograficznego społeczeństwa, które poprzez konsumpcję wzmacnia wzrost gospodarczy i ostatecznie bogacenie się państwa. Jednakże nadal nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie o pierwotne przyczyny dychotomii ekonomicznej Europy Zachodniej i Wschodniej, czyli o to, co doprowadziło do „decentralizacji życia politycznego i gospodarczego” i w konsekwencji „do powstania kapitalizmu”?
System-świat Wallersteina
Jak wyglądała Europa w połowie XV w.? Wbrew pozorom nie można było dostrzec zasadniczych różnic w rozwoju wschodniej i zachodniej części półwyspu europejskiego. W rezultacie licznych wojen (wojna stuletnia na zachodzie, najazdy mongolskie, tatarskie i osmańskie na wschodzie) i powracających co jakiś czas okresów głodu i epidemii kontynent znajdował się w kryzysie. Panująca stagnacja ekonomiczna była po części związana ze stopniowym odpływem kruszców z kontynentu (w ramach wymiany handlowej z Dalekim Wschodem), co, jak sugeruje Immanuel Wallerstein w swoim opus magnum „The Modern World-System” [5], było jednym z czynników podjęcia poszukiwań ich nowych źródeł przez Portugalczyków [6].
Wallerstein wskazuje na dwie „drobne” różnice pomiędzy Zachodem a Wschodem. Chodzi tu o poziom rozwoju miast (na korzyść tego pierwszego) oraz o dostępność wolnej ziemi (na korzyść tego drugiego) [7]. W ciągu tzw. długiego szesnastego wieku (Wallerstein zalicza do niego lata 1450–1640) przełożyło się to na znaczące odchylenia w sposobie organizacji życia ekonomicznego i społecznego po obu stronach Łaby. Oczywiście naiwnością byłoby wierzyć, że nie było więcej powodów zmian, które później nastąpiły, niemniej jednak warte są one naświetlenia.
W tym okresie rolnictwo uległo przeobrażeniu. Na zachodzie z braku nowych ziem i z powodu większej gęstości zaludnienia, a także na skutek zmian technologicznych nastąpiła zmiana systemu kontroli pracy (dzierżawa/renta) oraz uwolnienie części chłopstwa, które miało od tej pory większą mobilność (migracje do miast). Dodatkowo część gospodarstw rolnych zaczęła się przestawiać na hodowlę bydła i owiec. W miastach rozwijało się rzemiosło, powstawały manufaktury, w procesach produkcyjnych coraz częściej stosowano koło wodne. Zaczął się pojawiać wyraźny trend specjalizacji gospodarki w Anglii, Niderlandach i Francji.
Jednocześnie na wschodzie system pracy przymusowej (pańszczyzna) uległ wzmocnieniu. Wzrósł popyt na zboża i drewno, i gospodarstwa rolne przestawiły się na produkcję eksportową. Wzrost odbywał się poprzez powiększanie powierzchni upraw (ekspansja), a nie poprzez zwiększanie produktywności (innowacyjność). Prowadziło to do wytworzenia się gospodarki monokulturowej (agrarnej) z wielkimi folwarkami należącymi do warstwy szlacheckiej. Ta ostatnia, dzięki uzyskanym przywilejom, petryfikowała zarówno mieszczaństwo (nowa klasa, przyszła klasa burżuazyjna, nie miała szansy na rozwój), jak i władzę centralną [8]. W kontraście na zachodzie pojawili się władcy dążący do wzmocnienia swojej pozycji względem arystokracji – Henryk VII w Anglii, Ludwik XI we Francji oraz do pewnego stopnia Izabela Kastylijska z Ferdynandem Aragońskim w Hiszpanii – którzy rozwinęli administrację urzędniczą i poprawili ściągalność podatków.
Odkrycie Nowego Świata otworzyło nowy rozdział w rozwoju Europy. Napływ świeżego kruszcu z Ameryk rozpoczął długi na ponad 100 lat boom gospodarczy, na którym, wydaje się, wszyscy korzystali. W Polsce zaczął się złoty wiek; szlachta, mając pozycję monopolisty po stronie politycznej (w stosunku do króla) i ekonomicznej (w stosunku do mieszczaństwa), a także monopol na tanią siłę roboczą (pańszczyzna, przywiązanie chłopa do ziemi), bogaciła się na produkcji rolnej i handlu zbożem, na które popyt z Zachodu zdawał się nie mieć końca.
W tym czasie Karol V Habsburg został władcą Hiszpanii i rozpoczął rywalizację z Francją Franciszka I, prowadząc wojny głównie w północnych Włoszech, które w owym czasie były centrum finansowym i handlowym Europy (m.in. Genua, Wenecja, Florencja). Jednakże nie udało mu się stworzyć nowego cesarstwa i w 1557 r. Hiszpania ogłosiła bankructwo (trzy lata później uczyniła to również Francja). Do końca XVI w. w Europie Zachodniej zaszły znaczące zmiany: Zjednoczone Prowincje Niderlandów de facto uniezależniły się od wpływów Habsburgów, a hiszpańska Wielka Armada została pokonana przez Anglików (choć nie straciła na znaczeniu jeszcze przez kolejne kilkadziesiąt lat), co w efekcie przesunęło centrum finansowo-handlowe z północnych Włoch oraz mocno zależnej od dworu hiszpańskiego Antwerpii do Amsterdamu.
W wieku XVII skończyła się dobra pogoda dla gospodarki. Wybuchł kryzys religijno-polityczny w postaci wojny trzydziestoletniej. Również od drugiej dekady dopływ kruszcu z Nowego Świata zaczął drastycznie spadać, co przełożyło się na stagnację; relatywnie najłagodniej odczuły to Niderlandy, w drugiej kolejności Anglia. Spadły ceny pracy i towarów, w tym zboża. Dodatkowo wzrosła produktywność gospodarstw rolnych w Europie Zachodniej (we Francji i Anglii), co wzmocniło tylko tendencje spadkowe związane z eksportem polskiego zboża na zachód. Polska mierzyła się z wieloma rywalami i prowadziła wieloletnie wojny z Moskwą, Turcją, Szwecją i Siedmiogrodem. Rezultatem było znaczne zubożenie małej i średniej szlachty i relatywne wzmocnienie magnaterii, która była znacznie bardziej odporna na spadek cen zboża ze względu na wielkość dostępnego areału.
Po niespełna 200 latach widać było wyraźne różnice między Europą Zachodnią a Wschodnią. W procesie rozziewu gospodarczego (specjalizacja) oraz technologicznego i finansowego (bankowość, giełdy) w ramach Wallersteinowegosystemu-świata zaczął się zarysowywać podział na państwa rdzeniowe (Niderlandy, Francja, Anglia), półperyferie (Portugalia, Hiszpania, Szwecja, Niemcy, Włochy) oraz peryferie (kraje Europy Środkowo-Wschodniej, kolonie). Te ostatnie były głównie dostawcami nisko- lub nieprzetworzonych surowców do państw-rdzenia, wytwarzających dobra luksusowe i zaawansowane technologicznie, uzyskujących przez to wyższe marże i w efekcie szybciej się bogacących. Na tym gruncie późniejsze zmiany kulturowe (Oświecenie), polityczno-społeczne (angielska Rewolucja Chwalebna, rewolucja francuska) czy ekonomiczno-technologiczne (rewolucja przemysłowa) wydają się raczej logiczną konsekwencją aniżeli przypadkiem.
Hegemonia
W ramach państw-rdzenia czasami może dojść do sytuacji, w której jedno z nich zdobywa znaczącą przewagę nad resztą i określa się mianem hegemona. Według Wallersteina takie państwo posiada dominację „produkcyjną, handlową i finansową” [9]. Jak wygląda taka dominacja? Weźmy casus przewagi w budowie i użytkowaniu statków przez Niderlandy w połowie XVII w., co przekładało się na niższe stawki frachtu:
„[Można wyróżnić] sześć przewag kosztowych: umiejętności niderlandzkich stoczniowców, oszczędność materiałów, urządzenia oszczędzające pracę, ustandaryzowana wielkoskalowa produkcja, zakupy surowców w dużych ilościach, tani transport materiałów budowlanych na statkach holenderskich. Rezultatem był ogólny koszt produkcji […] o 40–50% niższy niż w Anglii, najbliższego konkurenta. […] Oprócz tego, że statki holenderskie były bardziej ekonomiczne, budowano je w taki sposób, aby wymagały mniejszej załogi – zwykle 18 rąk zamiast 26–30, jak na statkach innych krajów. Umożliwiło to Holendrom lepsze wyżywienie swoich załóg […]; przypuszczalnie uzyskiwali w ten sposób wyższą produktywność przy niższych ogólnych nakładach. […] Większa trwałość i prędkość statków holenderskich była zarówno efektem regularnej konserwacji, jak i odpowiedniej konstrukcji. Co więcej, fakt, że statki holenderskie były »czystsze, tańsze i bezpieczniejsze«, miał samowzmacniający się efekt: tańsze frachty prowadziły do kontrolowania handlu bałtyckiego, co wiodło do sprowadzania tańszego budulca [drewna], co prowadziło do niższych kosztów w przemyśle stoczniowym, co oznaczało jeszcze tańsze frachty. Czystsze, tańsze i bezpieczniejsze statki oznaczały również sumarycznie wzrost całościowego frachtu, umożliwiając obniżenie stawek ubezpieczeniowych – po części jako efekt skali, po części dzięki bardziej efektywnej strukturze finansowej”. [10]
Pojawienie się hegemona jest zjawiskiem rzadkim i występuje w okresach „wojen światowych”, które Wallerstein woli nazywać „wojnami 30-letnimi” – „oryginalna Wojna Trzydziestoletnia z okresu 1618 do 1648 wyłoniła Zjednoczone Prowincje jako hegemona. Drugim był czas Rewolucji [Francuskiej]/Wojen Napoleońskich 1792–1815, ze Zjednoczonym Królestwem jako hegemonem. Trzeci to okres 1914–1945 ze Stanami Zjednoczonymi [na szczycie]”. [11] Czas pomiędzy „panowaniem” poprzedniej i następnej hegemonii wypełniony jest rywalizacją między państwami w poszukiwaniu równowagi wpływów poszczególnych graczy, co często pociąga za sobą tworzenie regionalnych i czasowych aliansów. Status państwa rdzeniowego nie jest tylko etykietą nadawaną w jakimś głosowaniu, ale obiektywnym probierzem posiadanej realnej siły, która przekłada się na obronę własnych interesów na arenie międzynarodowej.
Historia pokaże, czy obecnie nie znajdujemy się w trakcie kolejnej „wojny 30-letniej” (rywalizacja chińsko-amerykańska). Jeśli w istocie tak jest, następna odsłona nowego porządku światowego niekoniecznie musi być dla Polski korzystniejsza od tej, której doświadczyliśmy po upadku Związku Radzieckiego.
Fundamenty rdzenia
Kolejne pytanie, które warto zadać, dotyczy tego, jakie czynniki mogą decydować o ustaleniu określonego statusu danego państwa. Sam Wallerstein twierdzi, że w dużej mierze jest to kwestia przypadku [12]. Ale czy na pewno? Można z tą tezą zgodzić się do pewnego stopnia, biorąc pod uwagę casus pierwszych państw rdzeniowych: Portugalii, Hiszpanii, Niderlandów, Anglii czy Francji, które, jak widzieliśmy, w wyniku zajścia pewnego zbiegu okoliczności (geografia, gęstość zaludnienia, różny stopień trwałości relacji feudalnych) wyprzedziły nie tylko Europę Środkowo-Wschodnią, ale również skolonizowały i podporządkowały sobie większość planety. Jednakże od tamtego czasu do rdzenia awansowały także takie kraje jak Niemcy, byłe kolonie, jak Stany Zjednoczone, czy niektóre kraje wschodniej i południowo-wschodniej Azji.
Jaskrawym przykładem jest Królestwo Prus, które na początku XIX w. było gospodarczym zaściankiem Europy. Szczególnie sytuacja w Ostelbien (poza Śląskiem) od strony społeczno-gospodarczej bardzo przypominała to, co działo się w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej. „Właściciele ziemscy wykorzystywali chłopów pańszczyźnianych do pracy w swoich majątkach, pozostawiając im jedynie mały skrawek ziemi do hodowli bydła oraz wyżywienia swoich rodzin. […] Posiadali też wiele prerogatyw państwowych – włącznie z obowiązkiem i prawem rekrutowania w regionie lokalnych chłopów do służby wojskowej, pełnieniem roli lokalnej władzy sądowniczej, […] opłacaniem lokalnych księży oraz dbaniem o lokalny kościół. Zatem dzierżawcy i chłopi pańszczyźniani byli zależni od swego pana we wszystkich aspektach życia”. [13]
Podstawową różnicą między Prusami a Polską było to, że Prusy było to skuteczne, scentralizowane państwo z silną armią, zasilaną z biedniejszej części warstwy junkrów (Junker). Również mieszczaństwo pozostawało względnie niezależne. W wyniku przegranej wojny z Francją w 1806 r. Prusy podjęły decyzję o przeprowadzeniu szeregu reform: rolnej, handlowej, monetarnej, edukacyjnej i wojskowej. Powstał Zollverein (unia celna), a bankowość uniwersalna stała się podstawą kapitałową rozwoju. Nie zmienia to faktu, że przez prawie cały XIX w. wysokość płac w Niemczech była niższa niż w USA [14], a ludność niemiecka masowo emigrowała za ocean (do samych Stanów Zjednoczonych wyjechało wtedy ponad pięć milionów Niemców [15]).
Analizując historię ekonomiczną pierwszych państw rdzeniowych Europy Zachodniej, a także Niemiec [16] [17], Japonii [18], Korei [19], Tajwanu [20] [21], Stanów Zjednoczonych [22] [23], Malezji i Singapuru [24] [25], można zauważyć pewien schemat modernizacyjny. Z tej analizy wyłania się szereg czynników, które każde z wymienionych państw posiadało lub nabyło i które, wydaje się, stanowiły podstawę zmiany pozycji statusowej tych krajów. Są to: trzy swobody indywidualne (awansu społecznego, podejmowania działalności ekonomicznej, prawa własności), silny rynek kapitałowo-finansowy, sprawne państwo, edukacja oraz demografia.
W społeczeństwie, w którym udało się zrzucić sztucznie narzucone warstwy (klasy, kasty), powstała naturalna możliwość awansu poprzez angażowanie się w działania ekonomiczne, mobilność oraz specjalizację. Kraje, w których nie blokowano rozwoju mieszczaństwa (najmocniejszy wzrost w Niderlandach), szybciej odchodziły od nieefektywnego feudalnego podziału pracy, bazującego na pańszczyźnie. Złamanie starych podziałów społecznych, jakie panowały pod koniec okresu Edo (w Japonii), czy likwidacja koreańskich yangban i nobi w pierwszej połowie XX w. przyniosły podobny efekt.
Jednocześnie zapewnienie trwałego prawa własności dało jedną z podstaw gospodarki kapitalistycznej, tj. ciągłego dążenia do bogacenia się bez zagrożenia bezpodstawną konfiskatą mienia. Bez tego podejmowanie ryzyka w przedsięwzięciach ekonomicznych mogło się jawić jako działanie nieracjonalne.
Aby swobodne bogacenie się jednostek społecznych przełożyło się na większą część społeczeństwa, potrzebne są dodatkowe instytucje i mechanizmy, dzięki którym kapitał może być lokowany w nowych projektach. Pasem transmisyjnym między posiadaczami kapitału a tymi, którzy go potrzebują, są rynek kapitałowy oraz banki. Na początku XVII w. w Niderlandach dokonała się swoista mała rewolucja finansowa, którą Niall Ferguson opisał w ten sposób:
„W roku 1600 istniało już sześć spółek zajmujących się handlem z Indiami Wschodnimi […] [Ich] model działania nie mógł wystarczyć do stworzenia solidnych i trwałych podstaw gospodarki niezbędnych do tego, aby zająć miejsce zjednoczonych Portugalczyków i Hiszpanów. Holenderskie Stany Generalne […], kierując się zarówno względami strategicznymi, jak i zwyczajną chęcią zysku, zaproponowały połączenie istniejących spółek w jedną dużą kompanię […] Zjednoczoną Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską (Vereenigde Nederlandsche Geoctroyeerde Oostindische Compagnie, w skrócie VOC), zarejestrowaną oficjalnie w 1602 roku, która posiadała całkowity monopol na prowadzenie handlu na terenach położonych na wschód od Przylądka Dobrej Nadziei i na zachód od Cieśniny Magellana.
Struktura Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej była pod wieloma względami całkowitą nowością. […] Artykuł 7 jej statutu mówił, że inwestorzy mają prawo wycofać swoje pieniądze już po upływie dziesięciu lat […]. Skala tego przedsięwzięcia nie miała jednak precedensu. Każdy mieszkaniec Zjednoczonych Prowincji mógł wnieść swój udział do kapitału spółki, a statut nie określał górnej granicy gromadzonej w ten sposób sumy. Kupcy, rzemieślnicy, a nawet służący chcieli mieć swoje udziały w spółce. […]
Własność Kompanii podzielono następnie na wiele partijen lub actien. […] Wydawane świadectwa nie były jeszcze świadectwami udziałowymi w nowoczesnym znaczeniu tego słowa, ale raczej rodzajem pokwitowania. Najważniejszy dokument prawny stanowiła główna księga akcji […], w której zapisywano nazwiska wszystkich akcjonariuszy […]. Obowiązywała zasada ograniczonej odpowiedzialności inwestorów: w przypadku upadłości udziałowcy mogli stracić jedynie to, co zainwestowali w spółkę”. [26]
Pierwsze wyprawy do Indii nie przyniosły spodziewanych rezultatów, dlatego „kiedy dyrektorzy Kompanii zwrócili się do rządu z prośbą o zwolnienie ich z obowiązku ujawnienia w 1612 roku […] wyników spółki za minione dziesięć lat, rząd wyraził na to zgodę i zarówno publikacja danych, jak i wypłata kapitału zostały odłożone w czasie. […] Oznaczało to, że akcjonariusze, którzy chcieli odzyskać swoje pieniądze, mogli jedynie sprzedać swoje udziały innemu inwestorowi.
Powstanie spółki akcyjnej i giełdy akcji dzieliło zatem zaledwie kilka lat. […] Obrót akcjami VOC utrzymywał się na wysokim poziomie: do 1607 roku jedna trzecia akcji Kompanii zmieniła swoich właścicieli. A ponieważ księgi Kompanii otwierano nieczęsto – zakupy akcji odnotowywano formalnie raz na miesiąc lub raz na kwartał – wkrótce rozwinął się prężny rynek terminowy, który umożliwił sprzedaż z odroczoną realizacją. […]
W tym samym czasie (dokładnie w 1609 roku) utworzono w Amsterdamie Wisselbank, ponieważ giełda nie mogła prawidłowo funkcjonować bez skutecznego systemu monetarnego. Początkiem relacji między giełdą a kredytem był moment, w którym bankierzy holenderscy zaczęli traktować akcje VOC jako zabezpieczenie kredytu. Wkrótce potem banki rozpoczęły udzielanie swoim klientom kredytu na zakup akcji. Spółka, giełda i bank stały się trzema wierzchołkami podstawy, na której opierał się nowy rodzaj gospodarki”. [27]
Rynek giełdowy objawił się jako źródło finansowania wielu ryzykownych przedsięwzięć w kolejnych stuleciach, przede wszystkim w Niderlandach, Anglii i Stanach Zjednoczonych.
W wieku XIX Niemcy wybrały inną ścieżkę – oparły rozwój na bankach powoływanych jako spółki akcyjne i oferujących tzw. bankowość uniwersalną, tj. połączenie komercyjnych depozytów bankowych i pożyczek dla biznesu z działalnością inwestycyjną. Jednocześnie dyrektorzy banków finansujących różne projekty zasiadali w zarządach i nadzorze wspieranych spółek, niejednokrotnie przejmując nad nimi kontrolę. Doprowadziło to do powstania ogromnego sektora bankowego w Drugiej Rzeszy – w 1913 r. 17 z 25 największych firm w Niemczech stanowiły banki [28].
Tutaj warto też napomknąć o funkcji banku centralnego i posiadania własnej waluty. Atrybuty te stanowią element systemu finansowego państwa, nie tylko jako podstawę wymiany gospodarczej, pożyczkodawcy ostatniej szansy czy stabilizatora systemu bankowego. Własna polityka monetarna to nieodzowny czynnik regulujący koszt pieniądza i kształtujący konkurencyjność ekonomiczną [29]. Współczesne Włochy w czasie ostatnich 20 lat bardzo boleśnie się o tym przekonały [30].
Trzecim, istotnym elementem na drodze do budowy gospodarki rdzeniowej jest silne państwo. Wallerstein opisuje je tak:
„[…] musimy mieć jakieś niezależne polityczne miary tej siły. Sugerujemy pięć możliwych takich miar: stopień, w jakim polityka państwa może bezpośrednio pomóc właścicielom-producentom konkurować na rynku światowym (merkantylizm); stopień, w jakim państwa mogą wpływać na zdolność innych państw do konkurowania (siła militarna); stopień, w jakim państwa mogą mobilizować swoje zasoby do wykonywania tych zadań konkurencyjnych i militarnych kosztem, który nie pochłania zysków (finanse publiczne); stopień, w jakim państwa mogą tworzyć administrację, która pozwoli na szybkie wykonywanie taktycznych decyzji (skuteczna biurokracja); oraz stopień, w jakim zasady polityczne odzwierciedlają równowagę interesów między właścicielami-producentami, tak że funkcjonujący »blok hegemoniczny« […] tworzy stabilne podstawy takiego państwa. Ten ostatni element, polityka walki klas, jest kluczem do pozostałych”. [31]
Innymi słowy silne państwo opiera się na kompetentnej i sprawnej administracji oraz tworzy takie warunki rozwoju dla swoich obywateli i firm krajowych, aby mogły skutecznie konkurować na rynkach międzynarodowych. Istotne jest ukształtowanie pola gry w sposób faworyzujący rodzimych wytwórców i pracowników. Dotyczy to zarówno instrumentów prawnych, organizacyjnych, finansowych, jak i infrastrukturalnych.
W przeszłości wiele krajów rdzenia, zanim do niego trafiły, stosowało różnego rodzaju ochronę rynku wewnętrznego przed zagraniczną konkurencją i kapitałem. Wyrazistym tego przykładem są propozycje Alexandra Hamiltona, jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, który w 1791 r. przedłożył przed Kongresem swój „Raport na temat manufaktur”. „W Raporcie Hamilton zaproponował cały szereg instrumentów, które umożliwić miały rozwój przemysłowy kraju: cła ochronne i zakaz importu, subsydia, zakaz eksportu kluczowych surowców, liberalizację importu i zwroty cła za półprodukty dla przemysłu, nagrody i patenty na wynalazki, regulacje standardów jakości produkcji, wreszcie rozbudowę infrastruktury finansowej i transportowej”. [32]
Propozycje Hamiltona zaczęły być wprowadzane dopiero 20 lat później, w czasie wojny brytyjsko-amerykańskiej w 1812 r., a restrykcyjna polityka ochronna była utrzymywana w zasadzie do końca II wojny światowej. Dziś Hamilton nazywany jest „człowiekiem, który stworzył nowoczesną Amerykę” [33].
Podobne mechanizmy na swojej drodze modernizacji stosowała m.in. Wielka Brytania, Francja, Japonia, Korea Południowa czy Tajwan. Ideą była ochrona rodzimego wysokomarżowego „raczkującego przemysłu” (autorem tego pojęcia jest również Hamilton, a nie niemiecki ekonomista Friedrich List, któremu się to błędnie przypisuje) przed lepiej rozwiniętą konkurencją zagraniczną aż do momentu osiągnięcia wysokiej produktywności. Finlandia po odzyskaniu od Rosji niepodległości w 1918 r. zasadniczo zamknęła swoją gospodarkę na obcy kapitał (zagranica mogła wnieść swój udział w projektach gospodarczych maksymalnie do 20%). Złagodzenie tych przepisów nastąpiło dopiero w 1987 r. (próg podniesiono do 40%), a liberalizacja inwestycji zagranicznych stała się w pełni możliwa w 1993 r. jako warunek przedakcesyjny do Wspólnoty Europejskiej. Nokia powstała jako fuzja trzech zakładów: drzewnego, gumowego i produkcji kabli. Inwestowano 17 lat, zanim firma uzyskała rentowność w branży telekomunikacyjnej [34]. Wiemy doskonale, co stało się dalej po otwarciu na rynki zagraniczne i jak szybko Nokia zyskała przewagę nad resztą. I nie jest to przykład anegdotyczny.
Obecnie stosowanie tych samych mechanizmów jest znacznie utrudnione – instytucje w rodzaju MFW, WTO czy Banku Światowego (a także sama Unia Europejska) wymuszają na krajach mniej rozwiniętych znaczną liberalizację przepływu kapitału i otwieranie rynków na produkty i usługi z zewnątrz. Gra jest zatem bardziej wymagająca, co dodatkowo narzuca na rządy krajów peryferyjnych i półperyferyjnych presję budowy kompetencji i skuteczności.
Jest jeszcze jeden aspekt związany z silnym państwem – zdolność do łamania utartych schematów i rozbijania grup interesu, które urosły zbyt mocno, zagrażając rozwojowi ogółu. Bez tego Prusy nie byłyby w stanie przeprowadzić skutecznych reform na początku XIX w. W owym czasie istniała silna opozycja sprzeciwiająca się zmianom, skupiona wokół sektora górniczego, armii czy też państwowego banku (Seehandlungsgesellschaft), kojarzona z osobą Christiana Rothera [35]. Co ważne, reformy Prus odbyły się zasadniczo bez większej destabilizacji wewnętrznej, czego nie można powiedzieć o rewolucji Meiji – została ona de facto przeprowadzona przez grupę młodych samurajów, wykształconych w Wielkiej Brytanii, doskonale zdających sobie sprawę z przewag Zachodu nad Japonią i obawiających się kolonizacji „w stylu chińskim”. Skrajnym przykładem nieskuteczności państwa była amerykańska wojna secesyjna – władze centralne nie były w stanie w sposób pokojowy złamać woli plantatorów z Południa, co skończyło się wojną domową. Zatem silne państwo to nie tylko sprawna administracja, ale także odpowiedzialne społeczeństwo i jego elity dążące do kompromisu.
Co prawda edukacja jest elementem polityki państwa, ale zasługuje na wyróżnienie, ponieważ odgrywała i nadal odgrywa kluczową rolę w modernizacji. Reformy Wilhelma von Humboldta w Prusach z początku XIX w. wprowadziły system edukacji technicznej, nazywany czasami modelem Humboldta. „Składał się on z trzech poziomów. Pierwszy (najniższy) uczył rzemieślników i wykwalifikowanych robotników wiedzy praktycznej. Drugi (średni) kształcił przyszłych inżynierów. Na szczycie znalazły się politechniki, aby na równi z uniwersytetami rozwijać bardziej zaawansowaną wiedzę teoretyczną. Znane pod nazwą Technische Hochschulen […], z których najsłynniejsze to te zlokalizowane w Darmstadt, Karlsruhe i Berlinie. […] W rezultacie XIX-wieczne Niemcy rozwinęły szeroko zakrojony system edukacji technicznej, o którym można powiedzieć, że zrekompensował niepowodzenie niemieckiego przemysłu w czerpaniu korzyści z angielskich innowacji technologicznych końca XVIII wieku, co zdaniem niektórych współczesnych obserwatorów było ważnym czynnikiem stosunkowo późnej industrializacji Niemiec”. [36]
Podobny model nauczania przyjęła Japonia okresu Meiji. W 1877 r. założono Kobu Daigakko (Instytut Technologiczny), w którym wykładowcami byli obcokrajowcy nauczający w języku angielskim, a w zakresie kształcenia znalazły się m.in. inżynieria mechaniczna, budowa statków, telekomunikacja, chemia, metalurgia czy też górnictwo. Poza tym funkcjonowały wyższe szkoły przemysłowe (Koto Kogyo Gakko), szkolące przyszłych inżynierów średniego szczebla dla przemysłu japońskiego [37].
Wraz ze wzrostem industrializacji i skomplikowania gospodarek coraz mocniejszy nacisk kładziono na rozwój nauki i prowadzenie badań, nawet po osiągnięciu wysokiego stopnia zaawansowania. Dawało to istotne przewagi nad konkurencją i rządy krajów rozumiały ten aspekt doskonale, nie szczędząc środków publicznych inwestowanych w dziedziny uznawane za perspektywiczne. Ekstremalnym przykładem takiego wsparcia są Stany Zjednoczone, które „w okresie od lat 50. do połowy 90. XX wieku odpowiadały za 50 do 70 procent wszystkich wydatków tego kraju na R&D (research and development), a to znacznie więcej niż około 20 procent, które wydaje się w takich […] gospodarkach jak japońska czy koreańska. Bez finansowania z budżetu federalnego USA nie byłyby w stanie utrzymać przewagi nad resztą świata w tak kluczowych gałęziach przemysłu jak produkcja komputerów, półprzewodników, biotechnologie, Internet czy lotnictwo”. [38]
Ostatnim elementem wartym podkreślenia jest demografia. Posiadanie dużego liczebnie społeczeństwa daje pewne przewagi, choć jednocześnie może być wyzwaniem. Przedsiębiorcy krajowi w tandemie z ochroną kluczowych sektorów mogą rozwijać swoje produkty lub usługi, bazując na dużym rynku wewnętrznym. Jednocześnie większa liczba potencjalnych konkurentów w kraju wpływa pozytywnie na rozwój gospodarczy i wzrost produktywności. Ponadto większa baza pracowników i firm może specjalizować się w większej liczbie branż, choć w pewnym stopniu zależy to od kilku dodatkowych czynników, jak położenie geograficzne czy dostępne lokalnie zasoby naturalne. Kraje nie posiadające dużej populacji mają utrudnione zadanie. Pewnym substytutem może być tutaj dobre skomunikowanie z innymi rynkami (porównaj np. Szwajcarię lub Singapur z Islandią).
Obok pięciu wymienionych wcześniej czynników (nazwijmy je Wielką Piątką) – trzech swobód indywidualnych, rynku kapitałowo-finansowego, sprawnego państwa, edukacji i demografii – możliwe, że wystąpiły też inne, które miały znaczenie na pewnym etapie. Być może było to chociażby dziedzictwo rzymskie (lub jego brak), jak sugeruje Jan Sowa w swojej analizie „Fantomowe ciało króla” [39]. Niewykluczone, że dla dualizmu na Łabie nie bez znaczenia pozostawał różny poziom alfabetyzmu na zachodzie i wschodzie [40]. Także trwające setki lat najazdy tatarskie i branie ludzi w jasyr bez wątpienia odcisnęły piętno na naszym regionie (skala tego procederu szła w setki tysięcy osób, prawdopodobnie przewyższając nawet liczbę Afrykanów, którzy trafili na kontynent północnoamerykański jako niewolnicy [41]).
Niemniej jednak uważam, że Wielka Piątka jest zbiorem warunków sine qua non dla rozwoju ekonomicznego kraju. Oczywiście, nie gwarantują one sukcesu, ale z pewnością dobre ich spasowanie daje większe szanse na wejście do pierwszej ligi gospodarczej świata. Gdy działają synchronicznie jak palce jednej ręki, potrafią zmieniać rzeczywistość.
Niech przykładem będzie polityka kanclerza Gerharda Schroedera, który w 1999 r. jasno określił stanowisko Niemiec: „Niemcy mają interes w tym, by uważać się za wielkie mocarstwo w Europie – co nasi sąsiedzi czynili od dawna – i odpowiednio ukierunkować swoją politykę zagraniczną w ramach instytucji euroatlantyckich. Ta polityka musi opierać się na w pełni uznanym interesie własnymˮ. [42]
Za tymi słowami poszły czyny – dokończenie budowy strefy euro (jako bufora monetarnego), rozszerzenie Unii o nowe kraje z regionu środkowej i wschodniej Europy (jako obszaru taniej siły roboczej), zmiany w polityce energetycznej przez rozpoczęcie wygaszania elektrowni jądrowych, rozwój źródeł odnawialnych i uruchomienie projektów gazowych z Rosją (gazociągi Nord Stream, na które niemiecki rząd dał gwarancje w wysokości miliarda euro) oraz podniesienie konkurencyjności niemieckiej gospodarki (program Agenda 2010). Ten ostatni element przyjęty został entuzjastycznie przez inne partie: CDU, CSU, FDP (pewne tarcia wynikły w samym SPD) i był mocno promowany w społeczeństwie przez media, w szczególności te z grupy medialnej Bertelsmann. Agenda 2010wymagała od przedsiębiorców poprawienia produktywności przy jednoczesnym zduszeniu wzrostu płac. Wywołało to spore niezadowolenie społeczne i ostatecznie zmusiło kanclerza Schroedera do ustąpienia ze stanowiska w 2005 r. (kilka tygodni później Schroeder jako przewodniczący komitetu akcjonariuszy zasiadł w spółce będącej operatorem infrastruktury gazowej – Nord Stream AG, której udziałowcem jest m.in. niemiecki E.ON).
Kolejne rządy Angeli Merkel oraz obecnego szefa rządu – Olafa Scholza kontynuują strategię uruchomioną przez Auto-Kanzlera (taki przydomek zyskał Schroeder ze względu na opiekę, jaką roztaczał nad niemieckim przemysłem samochodowym). Jej efekt jest do dzisiaj widoczny – Niemcy od 20 lat są potęgą eksportową, korzystając z taniej energii od Rosji i taniej siły roboczej z Europy Środkowej i Wschodniej. To dlatego wygrana przez Ukraińców bitwa o Kijów w 2022 r. tak mocno pokrzyżowała te plany i to stąd wynika niezmienna, a z naszego punktu widzenia niegodziwa, postawa kanclerza Scholza, który chciałby kontynuowania przyjętej bez mała ćwierć wieku wcześniej polityki dającej Niemcom tak wielkie przewagi.
Zgranie wieloletniej, przemyślanej strategii ze skutecznością państwa, poparciem mediów, przekonaniem elit politycznych i gospodarczych w kraju i za granicą, zapewnieniem finansowania, wsparciem naukowo-technologicznym oraz przymuszeniem społeczeństwa do zmian to właśnie przykład symfonii Wielkiej Piątki w wykonaniu Republiki Federalnej.
I to jest wzorzec dla nas wszystkich.
Przypisy i literatura