Przypadek szwedzki. Część 1

Szwecja była jednym z 29 państw, które w pewnym momencie swojej XX-wiecznej historii podejmowały działania, których rezultatem mogło (albo wciąż może) być wejście w posiadanie broni jądrowej. Obok dziewięciu mocarstw nuklearnych (USA, Rosja/ZSRR, Wielka Brytania, Francja, Chiny, Indie, Izrael, Pakistan, Korea Północna), a także państwa, które broń jądrową zbudowało, aby następnie się jej zrzec (Republika Południowej Afryki), było jeszcze 19 państw, które realizowały mniej lub bardziej zaawansowane programy jądrowe. Były to Algieria, Argentyna, Australia, Brazylia, Egipt, Iran, Irak, Japonia, Libia, Norwegia, Włochy, Rumunia, Korea Południowa, Tajwan, Niemcy Zachodnie, Szwecja, Szwajcaria, Syria i Jugosławia.

Reaktor R1. (fot. Wikipedia)

Odpowiedź na pytanie, dlaczego tylko dziewięć państw zdecydowało się na utrzymanie posiadania broni jądrowej, wykracza poza zakres przedmiotowy tego tekstu, nie zawsze również można na to pytanie znaleźć dobrą odpowiedź. Zauważmy, że w latach 60. wśród elit amerykańskich szeroko rozpowszechnione było przekonanie, że kolejne fale proliferacji są właściwie przesądzone (tu warto wspomnieć o słynnych słowach prezydenta Kennedy’ego, że w latach 70. będzie nawet 25 państw dysponujących bronią jądrową). Z pewnością wpływ na to miał fakt, że Stany Zjednoczone – jak argumentuje Francis Gavin –z przeciwdziałania proliferacji uczyniły jeden z trzech głównych wektorów swojej polityki zagranicznej (obok containmentu ZSRR i jego satelitów oraz dążenia do maksymalnego otwarcia międzynarodowego systemu handlowego). Co więcej, Stany niejednokrotnie współpracowały – i to blisko – właśnie z ZSRR, aby zatrzymać tendencje proliferacyjne innych państw, nawet, jeżeli państwa te były bliskimi sojusznikami USA. Działania Stanów Zjednoczonych przyjmowały zarówno formę kija – w postaci groźby chociażby porzucenia czy też nawet akcji zbrojnej (vide Irak) – lub też marchewki w postaci zarówno zachęt ekonomicznych (tu można przywołać przykład Szwecji), jak i wzmocnionych gwarancji bezpieczeństwa (i tu w teorii przynajmniej można się powołać na Szwecję, chociaż jest to dość, jak się okaże, problematyczne).

 

Dlaczego przypadek szwedzki jest w moim przekonaniu dość dziwny? Otóż z jednej strony można wysunąć tezę, że Szwecja zachowywała się kanonicznie – z drugiej jednak strony analiza logiki, którą zdawali się posługiwać szwedzcy decydenci, wydaje się odległa rozumowaniu, które można by uznać za logiczne z punktu widzenia strategii. Ujmując bowiem rzecz skrótowo, Szwecja najpierw rozwinęła niezwykle zaawansowany program nuklearny w każdym jego elemencie: od samej broni ze wszystkimi jej elementami – przemysłem, pełnym cyklem paliwowym, wiedzą dotyczącą konstrukcji jej elementów jądrowych (physics package) i zainicjowania reakcji rozszczepienia za pomocą konwencjonalnych ładunków wybuchowych, środkami jej przenoszenia – po doktrynę użycia wraz z listą potencjalnych celów. W tym samym momencie, gdy wszystkie te działania były realizowane przez doskonałych w ocenie Amerykanów szwedzkich ekspertów wojskowości i fizyków, rząd szwedzki, który zlecił im te działania, stawał się czempionem ruchów rozbrojeniowych. Ostatecznie zaś, gdy Szwecja opanowała niemal w pełni zdolność nie tylko do wybudowania broni jądrowej, ale też do jej operacjonalizacji, Sztokholm zdecydował o anulowaniu programu jądrowego – a istotnym kontekstem tej decyzji były rzekome gwarancje bezpieczeństwa uzyskane od USA (rzekome, bo niespisane i podawane w wątpliwość przez samego gwaranta) oraz kwestie ekonomiczne. To ostatnie również jest argumentacją dziwną, bo Szwecja była w latach 50. i 60. jednym z najbogatszych państw na świecie, nie groziło jej więc stanięcie przed dylematem „security or solvency”, przed którym swego czasu stała administracja prezydenta Dwighta Eisenhowera. Gdyby jednak nawet było to prawdą, to i tak byłoby to rozumowanie dość specyficzne – nie wszystkie państwa myślały o broni jądrowej w kategoriach finansowych: minister spraw zagranicznych ChRL Chen Yi powiedział niegdyś, że Chiny „mogą nawet zastawić gacie w lombardzie”, jeżeli pomoże im to uzbierać środki na program nuklearny; z kolei jego brytyjski odpowiednik Ernest Bevin, komentując kwestię kosztów programu nuklearnego, stwierdził, że „musimy ją [bombę jądrową – przyp. A.Ś.] mieć niezależnie od kosztów. I musi mieć u góry przyklejoną brytyjską flagę!”.

 

W teorii – zgodnie z typologią zaproponowaną między innymi przez Scotta Sagana – istnieje kilka czynników wpływających na decyzje państw o wejściu w posiadanie broni jądrowej. Najoczywistszym z nich jest obawa związana z ich środowiskiem bezpieczeństwa – a więc to, czy w ich bezpośrednim pobliżu znajduje się inne państwo o większym potencjale konwencjonalnym (oraz dysponujące bronią jądrową), które na dodatek może się cechować aspiracjami rewizjonistycznymi, które to aspiracje może chcieć realizować przy użyciu agresji. Ten warunek w wypadku Szwecji w teorii został oczywiście spełniony; chociaż w latach, gdy Szwecja realizowała swój program jądrowy, nie postrzegała ona zagrożenia ze strony Stanów Zjednoczonych, to w oczywisty sposób musiała być świadoma potencjalnego zagrożenia ze strony Sowietów. Jednocześnie starannie pielęgnowana przez Sztokholm neutralność sprawiała, że kraj ten nie miał żadnych – wyrażonych explicite – gwarancji bezpieczeństwa. W teorii więc najoczywistszym rozwiązaniem powinno być wejście przez Szwedów w posiadanie broni jądrowej jako ostatecznego, najskuteczniejszego środka odstraszania. Do pewnego momentu Szwecja taką ścieżką podążała, aby jednak ostatecznie z niej zboczyć. Można argumentować, że było to zachowanie zrozumiałe, bo w przekonaniu szwedzkich decydentów nad ich państwem rozpościerał się amerykański parasol nuklearny – natomiast należy powtórzyć: wiele wskazuje na to, że gwarancje te były zupełnie nieformalne, sami zaś Amerykanie reagowali na stoicką pewność Szwedów mieszanką irytacji i zdumienia.

 

Drugim zdaniem Sagana czynnikiem wpływającym na decyzję danego państwa o wejściu w posiadanie broni jądrowej jest asocjowane z nią poczucie prestiżu – taką motywację przypisuje się chociażby Francji (obok ważniejszego prawdopodobnie w ostatecznym rozrachunku poczucia zagrożenia ze strony ZSRR oraz wątpliwości co do wiarygodności gwarancji bezpieczeństwa USA), Indiom czy też Chinom. W wypadku Szwecji ten argument nie miał jednak zastosowania; wręcz przeciwnie, Szwecja (a konkretnie szwedzkie elity polityczne) – miała ambicje (przeradzające się niekiedy wręcz w kompleks wyższości), aby przedstawiać się jako wzór do naśladowania i swoista potęga moralna; Sztokholm promował więc większość (choć nie wszystkie, vide jego początkowa reakcja na propozycję Norwegii, dotyczącą uczynienia ze Skandynawii strefy wolnej od broni jądrowej) inicjatyw rozbrojeniowych, kontroli zbrojeń oraz wielostronnych porozumień międzynarodowych. Podobnie, aby zacytować premiera Tage Erlandera (z jego kadencją w latach 1946–1969 zbiega sie niemal cały okres szwedzkiego programu jądrowego), Szwecja miała ambicje bycia postrzeganą na arenie międzynarodowej jako „dobry chłopiec” i wzór do naśladowania – a skoro tak, to naturalne w jego przekonaniu było, że Szwecja nie powinna wchodzić w posiadanie broni jądrowej, bo skutkowałoby to dalszą jej proliferacją. Poczucie dumny narodowej wśród Szwedów miało więc nie zależeć od atrybutów militarnych – chociaż Szwecja nad bronią jądrową jednak pracowała – a nawet rezygnacja z niej została oklauzulowana zasadą rebus sic stantibus, oznaczającą (w dużym skrócie), że jeżeli zajdą zmiany w środowisku międzynarodowym, to Szwedzi mogą uznać zapisy traktatów zakazujących proliferacji za nieaktualne.

 

Trzecim czynnikiem determinującym decyzje państw o ewentualnym zdobyciu broni jądrowej są czynniki polityki wewnętrznej – to, czy aktorzy w polityce wewnętrznej danego państwa są jej zwolennikami czy przeciwnikami, oraz to, jaką relatywną siłę sprawczą ci aktorzy mają. W wypadku szwedzkim orędownikiem posiadania broni jądrowej był przede wszystkim establishment wojskowy (w szczególności siły powietrzne) i analityczny; z biegiem czasu wykrystalizowała się opozycja w postaci lewicowej frakcji sprawującej w XX wieku kontrolę hegemoniczną nad szwedzką sceną polityczną partii socjaldemokratycznej.

Analizując przebieg i los szwedzkiego programu jądrowego, należy rozróżnić dwie kwestie: proces polityczny, który ostatecznie zdefiniował jego zawiłą trajektorię, oraz przygotowania techniczne (zarówno intelektualne, jak i materialne) do stworzenia broni jądrowej. Były one skrajnie różne; te pierwsze realizowane były przede wszystkim przez wąskie grupy decyzyjne wewnątrz kadr rządzącej wówczas Partii Socjaldemokratycznej; to z kolei wiązało się z wewnętrznymi przekonaniami politycznymi, błędami poznawczymi, idiosynkrazjami i celami wizerunkowymi aparatu politycznego – w wyniku czego Szwecja podejmowała działania, które bywają trudne do zrozumienia dla kogoś patrzącego na nie z zewnątrz, przez pryzmat strategii i realistycznej teorii stosunków międzynarodowych. Z drugiej strony, ta część aparatu państwowego Szwecji, która zajmowała się kwestiami technicznymi stworzenia broni jądrowej i wszystkich jej elementów, powstania środków przenoszenia czy też wreszcie doktryny jej użycia, charakteryzowała się nie tylko doskonałym przygotowaniem merytorycznym i technologicznym, ale też zaawansowanym rozumieniem teorii użycia broni jądrowej i odstraszania, i z nabożeństwem” czytała wszystkie zupełnie wówczas przełomowe materiały dotyczące strategii jądrowej publikowane w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie to jednak politycy zadecydowali o trajektorii i losach szwedzkiej bomby. Co najciekawsze, pomimo absurdalnych miejscami założeń i obiektywnie niewłaściwego rozumienia rzeczywistości decyzje szwedzkich polityków w ostatecznym rozrachunku trudno nazwać błędnymi – sama ocena rzeczywistości wskazuje bowiem na to, że Szwedzi, rezygnując z bomby (niezależnie od przyczyn), skorzystali, w pewnym sensie kwitując „dywidendę bezpieczeństwa” w środku zimnej wojny.

 

Szwedzkie zainteresowanie bronią jądrową zaczyna się niemal natychmiast po tym, jak świat dowiedział się o jej istnieniu nie jako koncepcji teoretycznej, ale faktycznym narzędziu zniszczenia – a więc w sierpniu 1945 roku, po bombardowaniach Hiroszimy i Nagasaki. Badania rozwojowe nakierowane na sprawdzenie możliwości zbudowania broni jądrowej stały się jednym z zadań zleconych powstałemu na początku 1945 roku Instytutowi Badawczemu Obrony Narodowej (FOA); w 1946 roku rząd w Sztokholmie decyduje o ustanowieniu czterech centrów badawczych zajmujących się fizyką jądrową. Warto zwrócić uwagę, że na tym początkowym etapie badań celem tych instytucji (spośród których jedną był właśnie FOA) było po pierwsze uzyskanie plutonu 239Pu, który wykorzystywany jest w broni jądrowej, a dopiero po drugie opracowanie metod wykorzystania energii jądrowej do generowania energii. Według ocen CIA wszelkie czynniki ograniczające szwedzkie zdolności dotyczyły bardziej zasobów finansowych lub siły roboczej niż „braku talentu”, z czym trudno dyskutować, od samych bowiem narodzin programu jądrowego Szwecji jego uczestnikami byli chociażby Niels Bohr, Theodor Svedberg, Hannes Alfvén czy Manne Siegbahn – innymi słowy, trzech laureatów Nagrody Nobla z fizyki oraz jeden (Svedberg) z chemii. W 1948 roku szef sztabu sił zbrojnych Szwecji Nils Swelund polecił FOA przeprowadzenie analizy potencjalnego zastosowania i przydatności broni jądrowej w celach obrony państwa – i to tę właśnie datę przyjmuje się często za „oficjalny” początek szwedzkiego programu broni jądrowej. Dokument został przygotowany w ciągu trzech miesięcy. Zawierał on rekomendację budowy reaktora powielającego z uwagi na relatywną w porównaniu do innych rozwiązań łatwość w pozyskaniu za jego pomocą plutonu. Początkowe plany Szwecji zakładały korzystanie z własnego uranu, znajdującego się w złożach łupkowych. Z jednej strony Szwedzi mieli w ten sposób dostęp do własnych zasobów (docelowo eliminowało to konieczność kupna lub kradzieży uranu), z drugiej jakość uranu pozyskiwanego z łupków była bardzo niska (.02%), co z kolei wymuszało konieczność rozwinięcia drogiego oraz trudnego do ukrycia procesu wzbogacania uranu. Początkowe FOA kalkulował, że do wyprodukowania jednej bomby potrzeba będzie około 36–72 kilogramów plutonu, co było ilością wielokrotnie, jak się później okazało, zawyżoną. W praktyce do powstania ładunku jądrowego w mechanizmie sferycznej implozji wystarczało około sześciu kilogramów materiału rozszczepialnego.

 

Już wcześniej natomiast, w roku 1947, uruchomiony zostaje pierwszy szwedzki cyklotron, pozwalający na separację izotopu uranu 235U; wkrótce potem rozpoczyna się budowa dwóch kolejnych. Celem pozyskania 235U miało być wykorzystanie go następnie w reaktorach powielających, co pozwalałoby na pozyskanie plutonu 239Pu, jeżeli kierownictwo państwa uznałoby to za stosowne; jak to ujął niegdysiejszy dowódca szwedzkich sił zbrojnych Stig Synnergren, „naszym celem było wykonanie wszystkich potrzebnych przygotowań tak, abyśmy mogli w możliwie najkrótszym czasie rozpocząć produkcję broni jądrowej na skalę przemysłową. Szwedzi zdecydowali się na użycie mechanizmu z Nagasaki (implozja) z uwagi na relatywną (w porównaniu do wzbogaconego uranu) łatwość w pozyskaniu plutonu 239Pu. Wymagało to jednak zastosowania bardziej skomplikowanego mechanizmu niż w ładunku zrzuconym na Hiroszimę, a więc typu „pistoletowego”. Na początku lat 60. jedna z grup roboczych zajmujących się rozwojem programu jądrowego zaprezentowała plan pozwalający na wyprodukowanie 80 kilogramów plutonu rocznie (który miałby zostać użyty do konstrukcji ładunków) oraz precyzynie wyliczony koszt wyprodukowania 100 lub 200 bomb jądrowych. Według tej samej, datowanej na 1962 rok, analizy całkowity koszt szwedzkiego programu jądrowego miał wynieść około 5% budżetu obronnego w latach 1965–1975 – wliczając w to budowę lotnisk, z których miałyby korzystać samoloty przenoszące broń jądrową, oraz całej infrastruktury obsługującej szwedzkie zasoby nuklearne.

 

W 1954 uruchomiony został pierwszy szwedzki reaktor (R1), który znajdował się w wydrążonym w skale pomieszczeniu pod Królewskim Instytutem Technologii w Sztokholmie – ten jednak został napędzony nie własnym uranem, ale metalicznym uranem pozyskanym (a konkretnie: wypożyczonym) z Francji, oraz pięcioma tonami ciężkiej wody, której źródłem była Norwegia (w ramach wymiany za szwedzką rudę uranu). Nawiasem mówiąc, symboliczny jest fakt, że po tym, jak R1 został zdezaktywowany w roku 1970 (a więc w roku, w którym Szwecja ratyfikowała Traktat o nieproliferacji broni jądrowej), pomieszczenie zostało dekontaminowane, a obecnie wykorzystywane jest jako hala koncertowa. Rok po uruchomieniu reaktora R1 powstał kolejny raport FOA, biorący pod uwagę najnowsze osiągnięcia naukowe zarówno szwedzkich, jak i zachodnich naukowców (w tym wiedzę pozyskaną w ramach amerykańskiego programu „Atomy dla pokoju”); obok szczegółowych wyliczeń, jakie zapotrzebowanie na moc reaktorów powielających odpowiadać będzie konkretnej liczbie ładunków jądrowych, badanie zawierało też ocenę wagi głowic (poniżej 100 kilogramów) oraz, co najistotniejsze, ocenę, że w teorii Szwecja w ciągu sześciu lat może zbudować ładunki nuklearne – własnym sumptem.

 

W raporcie FOA z 1955 roku Szwedzi we właściwy sobie metodyczny sposób podeszli również do problemu pozyskania środków przenoszenia broni jądrowej. Jednym z nich były rakiety nabywane od Stanów Zjednoczonych; kolejnym natomiast miały być samoloty, zarówno J-32 Lansen oraz J-35 Draken, jak i platforma, która w założeniu miała być podstawową platformą przenoszenia broni jądrowej, J-37 Viggen. Na potrzeby tych samolotów Szwedzi stworzyli również modele odpowiednich głowic nuklearnych, które te niewielkie samoloty zdolne byłyby przenosić. Obok tego ładunki jądrowe miały również być osadzone na torpedach oraz – przynajmniej w życzeniowych kalkulacjach Szwedów – na rakietach, zakupionych do tego celu od Amerykanów.

 

Mniej więcej również w tym okresie fakt rozważania przez Szwecję budowy broni jądrowej stał się wiedzą publiczną; stało się tak po wypowiedzi ówczesnego szefa FOA, błędem byłoby jednak myśleć, że wywołało to debatę, kształtującą decyzje polityczne. Zdaniem autora przygotowanej dla amerykańskiego think-tanku RAND monografii na temat szwedzkiego programu broni jądrowej Paula Cole’a to nie nastroje społeczeństwa były czynnikiem wpływającym na decyzje rządu, ale raczej działania rządu kształtowały percepcję szwedzkiej publiki. Polityka zagraniczna w Szwecji – szczególnie w tamtym okresie – miała być jego zdaniem dziedziną elitarną, a decyzje miały być podejmowane w wąskim gronie kilkudziesięciu osób oraz bez traktowania zdania opinii publicznej z nadmierną rewerencją.

 

Wydaje się, że jedną z przyczyn ostatecznego porzucenia przez Szwedów broni jądrowej była powzięta na samym początku programu decyzja o połączeniu ze sobą cywilnego (na jego potrzeby powstało w 1947 roku publiczne przedsiębiorstwo AB Atomenergii) i militarnego programu jądrowego. Ten pierwszy siłą rzecz nie był wolny od kalkulacji ekonomicznych – to z kolei oznaczało, że jeżeli pojawiłyby się rozwiązania tańsze niż kosztowne i mniej efektywne reaktory na ciężką wodę (były konieczne do pozyskania plutonu, który miał zostać wykorzystany do produkcji bomby), wzrosłaby presja na ich szerokie zastosowanie. W pewnym momencie dylemat ten wyzyskali Amerykanie, odgrywający kluczową rolę w ostatecznej decyzji Szwecji. Tej bowiem nie sposób zrozumieć bez wzięcia pod uwagę dynamiki jej relacji ze Stanami Zjednoczonymi oraz – co równie ważne – jej własnych idiosynkratycznych wyobrażeń na temat amerykańskiej strategii, wygenerowanych przez kierownictwo państwa szwedzkiego.

Materiały do pobrania
pdf
Przypadek szwedzki
Autor Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Twoje dane osobowe zostaną użyte do obsługi twojej wizyty na naszej stronie, zarządzania dostępem do twojego konta i do innych celów, o których mówi nasza Polityką Prywatności.