O co chodzi ze zjawiskiem senility. Czyli dalsza opowieść
o Armii Nowego Wzoru. Część 2 (fragment książki „Wojna w kosmosie. Przewrót w geopolityce”)
Ostatecznie zjawisko senility wzmacnia zmianę geopolityczną, jednym dając przewagę, a odbierając ją innym.
Załóżmy dla przykładu, że rakieta przenoszona przez indywidualnego żołnierza została wynaleziona, jest bardzo tania i bardzo skutecznie niszczy czołgi przeciwnika. Do tego załóżmy, że badania rozwojowe nad tą bronią nie wymagają zaawanasowanej bazy przemysłowej i mogą być masowo produkowane przez mniej rozwinięte kraje. Podobnie jak było z komputerami wynalezionymi w Stanach Zjednoczonych, ale masowo produkowanymi obecnie – przykładowo – w Malezji.
Jakie byłyby geopolityczne skutki rozwoju takiej broni? Mniejsze państwa ze zdyscyplinowaną elitą i siłą wytwórczo-innowacyjną mogłyby wyprodukować nowoczesne środki do prowadzenia bardzo nowoczesnej wojny. W ten sposób państwa, takie jak Izrael, Polska Turcja czy Singapur, mogą stać się całkiem potężne.
Rozwój liczebny armii w ostatnich wiekach stawiał duże wyzwania eszelonom dowodzenia w całej ich rozciągłości. Jak dowodzić wojskami i je kontrolować, jeśli są poza polem widzenia? Ten problem z zarządzaniem jeszcze się pogłębił w momencie wprowadzenia broni strzelających ogniem pośrednim jak haubica, która strzela stromotorowo (tzw. lobem), spoza horyzontu widzenia dowódcy baterii artylerii. To spowodowało kryzys wywiadowczy, który do dziś dotyka wszystkie siły zbrojne.
Pomimo pozorów, że wszystko wszędzie dziś widać i wszystko jest jasne, Clausewitzowska mgła wojny wykładniczo się zwiększyła na nowoczesnym polu walki w obliczu przeciwdziałań wroga, zwiększyło się też tempo działań i decyzji. Wprowadzenie samolotów uczyniło dowodzenie procesem decyzyjnym w czasie prawie rzeczywistym, a pole bitwy stało się tak duże jak planeta Ziemia. Do zarządzania nim potrzebna jest po prostu przestrzeń kosmiczna. Jak dowódca może być pewny, że to, co widzi, jest prawdziwe? Jak może być pewny, że to pozostaje prawdziwe w momencie, gdy się o tym dowiaduje z rozpoznania, zwłaszcza gdy dowodzi siłami, których nie widzi i nie słyszy?
Te pytania maja charakter właściwie filozoficzny, ale rozwiązania muszą zostać oparte na technologiach, które generują na polu walk stabilny, odporny network. On jest sercem pola walki na planecie Ziemia. By to osiągnąć, potrzeba wielu rzeczy, ale kluczem są systemy umieszczone w przestrzeni kosmicznej nieobciążone ograniczeniami krzywizny Ziemi. Jeśli możemy zobaczyć cel, to oznacza, że możemy uderzyć bezpiecznie bez narażania żołnierzy na ryzyko śmierci. Wchodzimy w czas, gdy broń odpalana z jednego kontynentu będzie się sama naprowadzać na cel na innym kontynencie w kilka minut i za minimalny koszt. Broń hiperinteligentna, hipersoniczna, niskokosztowa i o międzykontynentalnym zasięgu jest tuż-tuż. Gdy działa były raczej niecelne, nowe pociski będą supercelne.
Co ciekawe, nowe uzbrojenie ograniczy wojnę zarówno w zakresie skali, jak i zniszczeń celów cywilnych nieobjętych wojną. Era wojen totalnych zakończyła się. Dosłownie w ciągu kilku lat – od 1967 do 1973 – najpierw na morzu, potem na lądzie i w powietrzu nowe rodzaje broni pokazały swoją wartość w bitwie. Wciąż w bardzo prymitywnej formie nowe inteligentne bronie stanęły naprzeciw starych platform i pokazały swoją wartość. W trzech miejscach i w różnym czasie – niedaleko Port Said w 1967, w Wietnamie Północnym w 1972 i na Synaju w 1973 – nowa kultura wojny zaistniała. Narodziła się nowa epoka.
21 października 1967 roku około godziny 17.20 dwa pociski Styx zostały odpalone przez egipskie okręty patrolowe produkcji sowieckiej klasy Komar. Celem był izraelski niszczyciel Ejlat na kursie niedaleko Port Said. W istocie pociski zostały odpalone z wnętrza kotwicowiska w Port Said jakieś 15 mil morskich od izraelskiego niszczyciela. Odpalono je w jego kierunku i wspięły się początkowo na wysokość 150 metrów. Około 7 mil morskich przed celem rakiety załączyły swoje radary i zlokalizowały niszczyciela. Krótko potem okręt niemal natychmiast w momencie trafienia stanął w płomieniach i trzy godziny później zatonął po kolejnym trafieniu jeszcze jedną rakietą. Po raz pierwszy w historii okręt został zniszczony wyłącznie przez system rakietowy okręt-okręt.
27 kwietnia 1972 roku 12 samolotów bojowych F-4 Phantom z 8 Taktycznego Skrzydła Myśliwskiego w Tajlandii otrzymało rozkaz zbombardowania mostu Thanh Hoa na południe do Hanoi. Most ten łączył porty morskie i linie kolejowe Wietnamu Północnego z Wietnamem Południowym. Gdyby został zniszczony, Wietnam Północny nie mógłby uzupełniać logistycznych zapasów w wojnie na południu. Od 1967 roku setki amerykańskich samolotów próbowały zniszczyć ten most. A on wciąż stał, a lotnictwo amerykańskie nie mogło go trafić. 27 kwietnia zaledwie 12 samolotów wystarczyło, by go zniszczyć. Osiem z nich przenosiło bomby o wagomiarze 2 tysięcy funtów, cztery pozostałe przenosiły zasobniki z materiałem zagłuszającym w celu oszukania radarów północnowietnamskich. Ich celem była ochrona pozostałych samolotów przed wrogimi rakietami ziemia-powietrze i działkami obrony przeciwlotniczej na moście. Materiały wybuchowe w bombach niczym się nie różniły od tych użytych wcześniej. Z tym że po ich zrzuceniu nie były one poddane tylko sile grawitacji. Były bombami inteligentnymi, które mogły poprawić swój kurs, gdy opadały w kierunku ziemi. Używając lasera i elektrooptycznego systemu naprowadzania, oficer uzbrojenia pokładowego w Phantomie naprowadził bomby na cele. Dwanaście samolotów odniosło spektakularny sukces, podczas gdy wcześniej setki nie mogły sobie poradzić z celem. Most Thanh Hoa został zniszczony. Zbyt późno co prawda, by wpłynąć na wynik wojny, ale pozostał jasnym sygnałem zmian charakteru wojny.
Rewolucja w wojnie lądowej zaczęła się po południu 8 października 1973 roku w północnozachodnim skrawku Synaju, w miejscu, gdzie od starożytności armie maszerowały ze Wschodu na Zachód i Zachodu na Wschód przez tysiące lat. Gdy siły egipskie przekroczyły kanał, kolejnego dnia już okupowały większą część izraelskiej linii Bar-Lewa na Synaju. Atak egipski był błyskotliwym sukcesem, ale generalnie odczucie w świecie było takie, że Egipcjanie nie mają szans się utrzymać na przyczółku za kanałem. Przecież zaatakowali jedną z najbardziej sprawnych armii świata – izraelski Cahal. Wynik nadchodzącej bitwy tak został opisany przez Chaima Herzoga: „W okolicy południa siły izraelskie zbliżały się do kanału i zostały zaatakowane przez wojska egipskie: czołgi i piechotę, którą było jasno widać za umocnieniami”. Batalion lewoskrzydłowy brygady atakował wzdłuż drogi Firdan i już prawie dochodził do umocnień izraelskich wzdłuż Kanału Sueskiego. W tym momencie setki egipskich żołnierzy wyłoniły się zza wydm wokół umocnień i z dość bliskiej odległości zaczęły odpalać pociski przeciwczołgowe. Dowódca batalionu od razu został ranny, a sam batalion wycofał się, pozostawiając za sobą 12 płonących czołgów. Po 15 minutach kolejna część brygady izraelskiej znalazła się pod ogniem pocisków przeciwczołgowych. Pododdział na szpicy zaraportował, że dwa jego czołgi zostały zniszczone, a zastępca dowódcy batalionu nie żyje. Do tego skoncentrowany ogień artylerii rakietowej nieustannie blokował postępy czołgów wroga Cahalu. Czołgiści nie mogli już widzieć więcej nic niż na odległość metra z powodu dymu i pyłu pokrywających cały obszar. Gdy czołgi były prawie 800 metrów od lustra wody na kanale, spadły na nich salwy pocisków przeciwczołgowych. Czołgi izraelskie eksplodowały jeden po drugim. Z całej jednostki tylko cztery z nich były w ogóle zdolne się wycofać z piekła, w które wjechali. Mówiąc krótko, 190 brygada pancerna zaatakowała pozycje piechoty i została zniszczona. Narodziła się nowa era.
Te trzy wydarzenia oznaczają koniec ery pocisków wyrzucanych siłą wybuchu. Działa były oczywiście znacznie lepsze niż pociski wyrzucane siłą ręki, jak oszczep czy łuk, ale były niecelne. Rozwiązaniem tego problemu były masowe armie w XIX i XX wieku.
W Port Said i na Synaju działo zamontowane na platformie bojowej spotkało się z nową bronią, która była bardzo celna, co zainicjowało nową kulturę wojskową i nowy sposób prowadzenia wojny. Wcześniej przez dwa wieki wojna była przedsięwzięciem, które wymagało zaangażowania całego społeczeństwa i jego gospodarki czerpiącej z bogactwa całych kontynentów. Państwa mniejsze niż USA czy Związek Sowiecki nie były po prostu wystarczająco duże – miały za mało ludzi, minerałów, fabryk, by wystawić wojska niezbędne do prowadzenia nowoczesnej wojny.
W istocie na wojnie przemysłowej pole walki stało się tak duże i rozległe, pożerając zasoby, że samo paliwo i jedzenie dla wojska stały się upiorem logistycznym, a grupa logistyczna wojska stała się większa niż jego część bojowa. Cały ten sposób wojowania został już objęty procesem senility. Wciąż działał lub, jak uważają niektórzy, działa nadal, ale za ogromną cenę ekonomiczną i organizacyjną. Nawet Rosjanie się połapali, że stary model jest nie do utrzymania i konsekwentnie od roku 2008 przeprowadzili reformy Sierdiukowa i Szojgu, więc mają teraz już zupełnie inne wojsko niż w XX wieku.
Nagle rakiety, które są przenoszone przez mały okręt lub kilka samolotów, a nawet przez piechotę, są zdolne zniszczyć potężne behemoty pola walki – gigantyczne okręty, wielkie czołgi, potężne mosty, za pomocą stosunkowo prostych i niedrogich broni. Era wojny totalnej się zakończyła. Zaczęła się era wojny nowego typu, wojny nowej generacji, często przypominającej tzw. wojny gabinetowe sprzed czasu armii masowej wprowadzonej rewolucją francuską. Do tego doszły rywalizacja w cyberprzestrzeni, wojna informacyjna, rywalizacja w spektrum elektromagnetycznym, czyli wojna nawigacyjna, i różnorakie działania wynikające z wpływu na codziennie dokonujące się przepływy strategiczne. To składa się na niewielki wpływ wojny nowej generacji na masową świadomość społeczeństwa, przy jednocześnie ogromnym wpływie jej na sposób funkcjonowania nowoczesnego państwa i gospodarki. Ten nowy rodzaj wojny, przypominający dawne wojny gabinetowe, wymaga dużo większego zrozumienia jej mechanizmów przez polityków i zważywszy na tempo zdarzeń wynikających z rewolucji informatycznej, wymaga ich bezpośredniego udziału, rozumienia, a nawet działań nie tyle reaktywnych, co wyprzedzających. Sfera cywilna miesza się z wojskową, a działania dotyczą całego szeroko pojętego systemu odporności państwa, gdzie wojskowe działania kinetyczne są tylko jego składnikiem.
Broń palna odczłowieczyła wojnę ze względu na jej zasięg, skalę i niecelność, co skutkowało zabijaniem wielu osób postronnych. Strzelano, nie widząc, w co i kogo się trafia. Ofiar było bardzo wiele i często ich nie widziano. Wraz z pojawieniem się broni precyzyjnych ofiary też są niewidoczne (chyba że na potrzeby wojny informacyjnej), ale będzie ich mniej. To ważne wydarzenie w ludzkiej historii, zwłaszcza po tragedii wojen totalnych – od epoki napoleońskiej po obie wojny światowe i później rewolucje – w sprawach wojskowych nie są niczym nowym. Na przykład wynalezienie łuku kompozytowego składającego się z drewna i ścięgien około 2 tysięcy lat przed Chrystusem pozwoliło żołnierzom strzelać pociskami dalej i celniej. Uzbrojeni łucznicy, rydwany lub łucznicy na koniach stawali się potężną siłą na polu walki i stali się podstawą potęgi imperium perskiego. Potrzebna była kolejna rewolucja, by ciężkozbrojny hoplita grecki zorganizowany w falangę zatrzymał Persów pod Maratonem.
Słaby układ koń – rydwan – łuk z czasem zaczął generować wyzwania i koszty, pojawiły się ograniczenia terenowe dla walki konnej i użycia rydwanu. Inne słabości ujawniły się, gdy wprowadzono bardziej zaawansowane metody wojny. Tak samo ograniczenie widzenia człowieka i zasięgu pocisków balistycznych narzuciło logikę pola widzenia czołgom. Gdy się ją złamie, czołg traci użyteczność, chyba że znajdzie nową rolę jako po prostu efektor w systemie rozproszonego pola walki w networku detekcji i strzelania.
Poszerzenie głębokości pola walki dzięki sensorom i efektorom czynią z działa czołgowego użytecznego w linii widzenia broń przestarzałą. Rewolucja sensorów, która miała miejsce w latach 80. XX wieku w ramach Reaganowskich wojen gwiezdnych, uczyniła czołg zbyt widocznym, a zatem zbyt wrażliwym, więc zbyt drogim, by przetrwał na polu bitwy. Teraz jest już dość trudno trwale ukryć czołg (zwłaszcza większy oddział pancerny w ruchu) i jego emisję termiczną, którą można zauważyć z przestrzeni kosmicznej. Można oczywiście użyć kamuflażu, w tym siatek ograniczających emisję termiczną.
Tak duży, ciepły i wprawiony w ruch pojazd, by był efektywny, na polu walki w razie konfrontacji z nowoczesnym przeciwnikiem dysponującym satelitami i sensorami w powietrzu, zostanie i tak zauważony przez któryś z tych sensorów. Jeśli nawet nie przez satelitę w okienku czasowym na niskiej orbicie, to przez znajdujący się w kosmosie nasłuch komunikacyjny lub elektroniczny (COMMINT lub ELINT). Opcje namierzenia przeciwnika na Ziemi są różnorakie: obrazowanie światła widzialnego przekazywanego przez systemy elektrooptyczne ; systemy wzmacniania światła , które zwiększają tysiąckrotnie światło widzialne, powodując widoczność niemal w ciemności; laser – wąska wiązka światła widzialnego, której używa się do oznaczania punktu, na który naprowadzają się pociski i które pozyskuje dane dotyczące kąta podejścia i odległości oraz inne informacje na temat stanu celu; obserwacje w podczerwieni poprzez zlokalizowanie źródła ciepła; rozpoznanie radarowe SAR (Synthetic Aperture Radar) – używane przez niektóre satelity i samoloty rozpoznawcze do lokalizacji czołgów, które są schowane lub okopane, radar fal milimetrowych (L-band), które mogą odtworzyć obrazy przedmiotów niewidocznych dla ludzkiego oka – zwłaszcza wskazane dla amunicji krążącej lub precyzyjnych pocisków naprowadzających się na niewidoczne w momencie odpalenia cele. Wreszcie sensory akustyczne naprowadzające się na odgłos silnika czołgu. Niesamowite pokłady danych zbierane przez liczne sensory i na różne sposoby są dostępne dla strony, która jest nowoczesna i chce zniszczyć czołg wroga. Jedyną kwestią jest tylko to, jak użyć tych wszystkich danych, by zniszczyć czołg.
Zastanówmy się nad takim oto scenariuszem. Satelita na niskiej orbicie używający rozpoznania radarowego przemieszcza się na orbicie nad zadaniowanym obszarem i w rezultacie identyfikuje obszar koncentracji czołgów. Informacja ta jest przekazywana przez satelitę przekaźnikowego do osoby pełniącej funkcję dowódcy w teatrze działań, który wydaje rozkaz dronom powietrznym przemieszczającym się ponad polem bitwy 20 tysięcy metrów nad ziemią. Są one wyposażone w cały zestaw sensorów różnego rodzaju: optycznych, na podczerwień, radarowego rozpoznania. Dron skanuje powierzchnię Ziemi i przekazuje dane do satelity komunikacyjnego przemieszczjącego się wysoko powyżej linii Kármána, który dalej przekazuje przez kilka kolejnych satelitów przekaźnikowych dane do stacji dowodzenia na Ziemi zlokalizowanej kilkaset kilometrów od pola bitwy. Analitycy i komputery identyfikują batalionową grupę bojową przemieszczającą w kierunku kontaktu bojowego z naszą piechotą i operatorami sił specjalnych. Dowódca w teatrze działań, mając kilka opcji wyboru efektorów, wybiera pocisk manewrujący wystrzeliwany z okrętu podwodnego, który po wystrzeleniu potwierdza swoje położenie w locie dzięki sygnałowi GPS z satelity na średniej orbicie okołoziemskiej. Pocisk otrzymuje zestaw danych łącznie z koordynatami celu i przyspiesza w kierunku miejsca, gdzie cel się znajduje. Zbliżając się do obszaru ataku, pocisk manewrujący wypuszcza subamunicję krążącą, sam zaś zmienia kurs w kierunku lotniska kilkaset kilometrów dalej. Pociski subamunicyjne skanują obszar, lokalizują czołgi, wykonują manewr w kierunku uderzenia na czołgi, a każdy pocisk ma ponad 50-procentową szansę zniszczenia czołgu.
Przez cały ten czas czołg nie jest w stanie zagrozić pociskom, które lecą, by go zniszczyć. A tuż na samym końcu może tylko próbować wykonać unik lub ewentualnie mieć bardzo drogi system aktywnej obrony, ale może on zostać pokonany kierunkiem, skalą i liczbą atakujących pocisków. Czołg może się tylko bronić, ale nie może przecież zniszczyć całego systemu ofensywnego, który właśnie chce zniszczyć ten czołg. System ofensywny, o którym mowa, to całościowy system-network o szerokości, głębokości i wysokości kilku tysięcy kilometrów, połączony przez przepływy danych pomiędzy kosmosem a Ziemią, powietrzem i kosmosem, między satelitami i dronami, między sensorami a centrami dowodzenia.
Gdy w grudniu 2019 roku Amerykanie ogłosili utworzeniu Sił Kosmicznych, prezydent Trump mówił sporo o dominacji w przestrzeni kosmicznej. Amerykanie chcą dominować na orbitach ponad linią Kármána i stać się „opiekunem” nowego Oceanu Światowego, a zatem jego hegemonem wojskowym, arbitrem zasad korzystania ze strategicznych przepływów danych, ludzi, towarów, dóbr, surowców, technologii, inwestycji i wiedzy. To będzie się działo równolegle z opisaną powyżej transformacją pola walki na Ziemi. Od masy do precyzji, od konieczności koncentracji do dominacji informacyjnej i rozproszenia. Przełom dokonuje się dzięki obecności w przestrzeni kosmicznej i kontroli tej dogodnej pozycji górującej nad ziemskim polem walki.