Najnowsze ustalenia sojuszu AUKUS – ryzykowna sytuacja dla Australii, chyba że…

Australia zawarła z USA i Wielką Brytanią sojusz zwany AUKUS, który w S&F nazywamy sojuszem narodów oceanu światowego mającym na celu uniemożliwienie konsolidacji mas lądowych Eurazji pod berłem Chin. Australia zawarła ten sojusz pomimo oczywistego ryzyka związanego ze swoim położeniem geopolitycznym – jako niezatapialnej „strażnicy” oceanicznego ciągu komunikacyjnego z Chin do Afryki, Europy i na Bliski Wschód zaraz za „fosą” cieśnin indonezyjskich i wysuniętej rubieży anglosaskiej na południowej półkuli pozostającej w łączności przez południowy Pacyfik z bazami USA na Karolinach, na Guam i na Hawajach. Ryzyko jest dla Australii spore, a jej położenie zmienia się z wygodnego na dość trudne. Wcześniej to Europa była źródłem wojen, teraz może być inaczej, zwłaszcza że obecnie, w dobie globalizacji, Chiny stały się fabryką świata, a amerykański hegemon oceanu daje światu znać, że droga Chin do hegemonii nie znajduje w Waszyngtonie najmniejszej aprobaty.

(Fot. Wikimedia)

Australia zawarła ten sojusz, mimo że żyje z importu swoich surowców do Chin. Obecnie Chiny nie zagrażają jeszcze Australii ani wojskowo, ani gospodarczo, ani politycznie, ani cywilizacyjnie. Zagrażają, owszem, światowej dominacji amerykańskiej, ale jeszcze długa droga do chińskiej dominacji nad Australią i jej wyborami czy decyzjami. Jako odległa od mas Eurazji wyspa, Australia ma strategiczny czas i stosowną odporność, aby – jak postulował przez lata australijski strateg Hugh White – oprzeć się naciskom Chin i zbudować własne zdolności antydostępowe, które w razie konieczności uniemożliwiłyby dominację Chin nad Australią czy zbrojne podporządkowanie Canberry woli Pekinu. Innymi słowy, Australia miała czas, pole manewru i dużo argumentów, które można by zamienić na walutę w stosunkach z USA, po to aby uzyskać dobrą pozycję negocjacyjną w rozmowach z Waszyngtonem.

Bez Australii i jej terytorium Amerykanie nie byliby w stanie wygrać wojny z Chinami ani na Oceanie Indyjskim, ani na zachodnim czy tym bardziej południowym Pacyfiku. To silna waluta w rękach Canberry. A jednak Australijczycy zawarli sojusz AUKUS i przystąpili do początkowo enigmatycznego programu atomowych okrętów podwodnych dla siebie, co – wypada dodać – wywróciło deal z Francją na zakup okrętów konwencjonalnych. Sam ten fakt to jasny sygnał, że Australia ma jednak zamiar wziąć udział w wojnie morskiej z Chinami daleko od swoich baz macierzystych.

Gdzie? Nietrudno zgadnąć. Za „fosą” cieśnin indonezyjskich, na zachodnim Pacyfiku, gdzie nowe okręty atomowe świetnie uzupełniałyby amerykańską flotę takich samych okrętów. Anglosasi znów w jednej rodzinie ludzi oceanu, połączeni jednym językiem i kulturą polityczną…

 

13 marca w bazie US Navy w San Diego doszło do ogłoszenia szczegółów umowy pozyskania przez Australię okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. W pierwszej kolejności Australia ma kupić od Stanów Zjednoczonych trzy okręty klasy Virginia, z opcją dokupienia kolejnych dwóch. Będą to platformy używane starszych generacji. Zakup spowoduje zmniejszenie „dziury” w australijskich zdolnościach, wynikającej z konieczności wycofania z użytkowania sześciu okrętów klasy Collins o napędzie konwencjonalnym. Do zakupu jednostek ma dojść „na początku lat 30.”. Trudno tych informacji nie przyjąć z uśmiechem ironii. Australia za własne pieniądze kupi używane okręty amerykańskie, które w razie wojny będą bezpośrednio podlegały flocie amerykańskiej. Chodzi o to, by była tzw. interoperacyjność. To nie wszystko. Do tego momentu minie bardzo dużo czasu…

 

Począwszy od tego roku ma się rozpocząć proces szkolenia personelu marynarki wojennej Australii w amerykańskich i brytyjskich bazach okrętów podwodnych, w tym również na pokładach okrętów podwodnych. „Nie wcześniej niż w 2027 roku” rozpocznie się rotacyjne stacjonowanie w Australii brytyjskich i amerykańskich okrętów podwodnych SSN; chodzi o „przyspieszenie procesu kształcenia australijskiego personelu oraz przygotowanie infrastruktury i środowiska regulacyjnego” na przyjęcie do służby własnych okrętów.

 

Okręty stacjonować będą w bazie Stirling na zachodnim wybrzeżu Australii; łącznie służbę ma pełnić do pięciu jednostek – cztery amerykańskie i jedna brytyjska. Druga ważna uwaga: to oznacza, że Amerykanie „za darmo” zyskują dostęp do kluczowego miejsca na zachodnim wybrzeżu Australii, nad Rzeką Łabędzią. Stąd amerykańscy podwodnicy będą mogli wychodzić na patrole, przecinając chińską komunikację na Oceanie Indyjskim do Europy i Afryki. Baza pozostaje poza zasięgiem lotnictwa i sił rakietowych Chin, w idealnym miejscu do tego rodzaju zadań. Podobnie było z norweskimi bazami dla niemieckich U-Bootów, których zadaniem było przecinanie komunikacji z USA przez Atlantyk na Wyspy Brytyjskie podczas ostatniej wojny światowej.

Po raz kolejny Amerykanie dostają coś, na czym bardzo im zależy. Tym razem jest to dostęp do ważnej bazy oraz „zaliczenie” Australii już teraz do koalicji antychińskiej w razie wojny. I Australia zgadza się na rolę automatycznego uczestnika tej koalicji, a zatem również na udział w ewentualnej wojnie. Tymczasem Amerykanie nawet nie pomagają Canberze gospodarczo w obliczu retorsji gospodarczych ze strony Chin. Mogliśmy to obserwować i przekonać się o tym zaraz po ogłoszeniu porozumienia AUKUS.

 

Docelowo Australia i Wielka Brytania zamierzają ponoć opracować wspólnie nowy okręt podwodny o napędzie jądrowym. Będzie się on nazywał SSN-AUKUS. Do dostarczenia pierwszego tego typu okrętu ma dojść „pod koniec lat 30.”; będzie on wyprodukowany w Wielkiej Brytanii. Z kolei „we wczesnych latach 40.” powstanie pierwszy okręt skonstruowany w Australii. Fakt, że pierwsze SSN-AUKUS wejdą do służby na początku lat 40., uwiarygadnia tezę, że Australijczycy zdecydują się na wykupienie dwóch dodatkowych okrętów klasy Virginia od Amerykanów. Trudno zatem mówić o pozyskaniu zdolności dla Australii, które „zrobią robotę tu i teraz”.

Zdaniem premiera Australii Anthony’ego Albanese w ciągu najbliższych 30 lat całkowity koszt programu pozyskania i użytkowania przez Canberrę ośmiu okrętów podwodnych SSN wyniesie do 368 miliardów dolarów. Jak stwierdził wicepremier Australii Richard Marles, oznacza to, że program ów będzie pochłaniał około 0,15% australijskiego PKB do połowy lat 50. obecnego stulecia.

Część tej kwoty – trzy miliardy dolarów – ma zostać przeznaczona na wzmocnienie amerykańskiego i brytyjskiego przemysłu stoczniowego; kolejne dziewięć miliardów na stworzenie fundamentów pod własne zdolności w zakresie konstrukcji tego typu jednostek. Wreszcie na wschodnim wybrzeżu Australii ma powstać nowa baza marynarki wojennej; pośród możliwych lokacji wymienia się Brisbane, Newcastle i Port Kembla.

To jest ciekawa informacja, mająca sugerować, że Australijczycy i Amerykanie boją się, że obecność chińskiej marynarki wojennej będzie na południowym Pacyfiku coraz większa, oraz spodziewają się rozbudowy chińskich baz morskich i powietrznych w tym rejonie, dzięki którym Chińczycy mogliby przecinać komunikację z Australii do USA i na Hawaje. Zatem atencja strategiczna i patrole bojowe nowej podwodnej floty Australii mają być skierowane na Papuę-Nową Gwineę, Wyspy Salomona, Guadalcanal, Samoa i Fidżi.

Zdaniem australijskich mediów skala i koszt programu oznaczają, że nieuniknione staną się cięcia w innych rodzajach sił zbrojnych; w szczególności ofiarą mają paść wojska lądowe. To zrozumiałe. Australia jest wyspą. Jej obrona odbywa się na podejściach do niej na morzu i w powietrzu, tam gdzie przeciwnikowi najtrudniej pokonać tyranię dystansu.

 

Zarówno Joe Biden, jak i Anthony Albanese zapewniali, że Australia nie zamierza wejść w posiadanie broni jądrowej. Tyle oficjalne informacje. I tu się zaczyna ciekawa rozgrywka, na razie bowiem konstrukcja sojuszu AUKUS sprzyja tylko USA. Australia do niego dokłada i bierze na siebie wielkie ryzyko gospodarcze i geopolityczne, w tym realne ryzyko bycia wciągniętą w wojnę z Chinami.

No, chyba że skutkiem będzie uzyskanie przez Australię broni atomowej. Wówcza gra byłaby warta świeczki. I o to podejrzewają sojusz AUKUS i Australię liczni analitycy na całym świecie. Program pozyskania okrętów podwodnych o napędzie atomowym może według nich oznaczać docelowo uzyskanie przez Australię statusu państwa dysponującego bronią jądrową. Na razie atomowe okręty podwodne mają tylko mocarstwa atomowe. Zobaczymy, jak będzie z Australią. Niewątpliwie taki deal miałby dla Canberry sens. Posiadanie broni jądrowej byłoby skutecznym antidotum na inwazję Chin czy na siłowe próby wymuszenia posłuszeństwa, gdyby Azja stała się chińskim podwórkiem, bo przecież kontynent australijski nadal byłby położony w jego pobliżu.

Nawet Hugh White byłby kontent z tak sprytnego planu pozyskania broni atomowej. Natomiast bez gwarancji uzyskania takiej broni zawarcie przez Australię sojuszu AUKUS na takich warunkach, jak ujawnione, nie wydaje się dla Canberry korzystne. Posiadanie takiej broni odwracałoby kalkulację o 180 stopni. Dawałoby też gwarancję australijskiej niepodległości wobec Chin na przyszłość, bez denerwowania już teraz wszystkich członków wspólnoty międzynarodowej, że Australia dołącza do klubu państw atomowych, oraz bez potencjalnego uruchomienia kaskadowego efektu proliferacji broni atomowej na całym świecie.

Materiały do pobrania
pdf
Najnowsze ustalenia sojuszu AUKUS – ryzykowna sytuacja dla Australii, chyba że…
Autor Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Twoje dane osobowe zostaną użyte do obsługi twojej wizyty na naszej stronie, zarządzania dostępem do twojego konta i do innych celów, o których mówi nasza Polityką Prywatności.